niedziela, 27 lipca 2014

Chapter I - I am alone of the crossroads.



- Matt, przykro mi ale to już koniec. - powiedziała Elena a w jej głosie brzmiała rozpacz.
Wyciągnęła rękę, chwytając klamkę drzwi frontowych mieszkania swojego byłego już chłopaka i wybiegła na dwór. Podmuch chłodnego nocnego wiatru omiótł jej twarz, rozwiewając ciemne włosy które w ciemności wydawały się nieomal czarne. W jej myślach co rusz pojawiała się zraniona twarz blondyna. Mocniej okryła się kurtką i ruszyła w stronę swojego domu odprowadzona tylko słabym blaskiem księżyca, dryfującego po nocnym niebie. Tak było już w tym małym mieście, że lampy oświetlające drogi zbyt często były po prostu popsute. Dziewczyna omiotła ulice swoimi czujnymi brązowymi oczami mając wrażenie, że ktoś ją obserwuję. Pokręciła głową odganiając te myśli jednak i tak przyspieszyła kroku skręcając w stronę swojego domu. Uczucie o bezwładniejącego strachu pogłębiło się gdy skręciła w uliczkę gdzie nawet słaby blask księżyca nie docierał. Przystanęła na chwile nasłuchując jakiś kroków, jej serce podskakiwało jakby miało zaraz wyrwać się z jej piersi. Położyła dłoń w tym miejscu i rzuciła się biegiem w stronę słabego światła latarni na końcu uliczki. Nie zwracała uwagi na nic co mijała gdy nagle uderzyła z ogromną siłą w czyjś tors. Przerażona podniosła wzrok tym samym trafiając na hipnotyzujące niebieskie tęczówki nieznajomego mężczyzny.
- Prze... przepraszam - Wyjąkała bardzo niezrozumiale próbując wyminąć go. W słabym świetle latarni zauważyła jego rysy twarzy. Wydawał się być bardzo przystojny. Elena opuściła głowę zasłaniając swymi długimi włosami twarz, chciała po prostu wydostać się z tego zaułku i iść do domu bez żadnych problemów. Stało się to jednak nie realne gdy ów chłopak zacisnął dłonie na jej przedramieniu tym samym zatrzymując ją w miejscu. Brunetka westchnęła cicho przewracając oczami już sfrustrowana.
- Nic się nie stało. Jestem Damon. - odpowiedział chłopak posyłając w stronę dziewczyny jeden z tych swoich powalających uśmiechów zarezerwowanych tylko dla kobiet. Doskonale widział, że stojąca przed nim istota się speszyła co jak zwykle bardzo mu się podobało. - Coś się stało ? Widziałem, że się spieszyłaś - dodał po chwili udając wielkie zmartwienie. Jednak nasłuchiwał sam mając nadzieję, że pomoże mu to w rozwikłaniu zagadki dlaczego brunetka uciekała jedyne co usłyszał to szelest liści w pobliskim lesie. Pewnie jakieś zwierzę się wydostało bliżej drogi.
- A, to nic takiego - odparła automatycznie posyłając uśmiech w stronę chłopaka tym samym ganiąc siebie w myślach za wcześniejsze rozproszenie swojej uwagi uśmiechem Damona. - Po prostu miałam takie dziwne uczucie... - tłumaczyła się sama nie wiedząc dokładnie dlaczego. Pewnie przez obecność tego oszołamiająco seksownego faceta. - Jestem Elena. - Podała mu dłoń na przywitanie a on zamiast nią potrząsnąć jak robi to większość nastolatków ujął jej dłoń jak prawdziwy dżentelmen i ucałował jej wierzch jak w jakimś romantycznym filmie z lat 90. Na Eleny twarzy pojawiły się piękne rumieńce dodając jej tym samym jeszcze więcej uroku. Widać było, że chłopak był nawet zainteresowany tym co mówiła dziewczyna jednak pomimo tego wszystkiego spieszyło jej się trochę do domu - Przepraszam, ale naprawdę muszę już iść - wyszeptała wyrywając się z uścisku chłopaka.
- Odprowadzę Cię do domu aby się upewnić, że ci się nic nie stało - zaoferował nie spuszczając wzroku z nowo poznanej dziewczyny. Wiedział, że nawet gdy zacznie protestować nic go nie przekona by ją zostawił w spokoju, po prostu czuł jakieś pole magnetyczne które odkąd tylko wpadła na niego ciągnęło go do niej. To było naprawdę dziwne uczucie, przynajmniej dla wampira.
- Nie, naprawdę nie musisz to jest już nie daleko - upierała się jednak przy swoim cały czas, wiedziała gdzieś w głębi, że jej sprzeciwy nic nie zdziałają w końcu dała za wygraną i razem z przystojnym brunetem szła w stronę swojego niewielkie domu stojącego na przedmieściach.


    ,,Drogi Pamiętniku,
    Dzisiejszy dzień był naprawdę zwariowany. Nawet nie wiem od czego zacząć... A więc może od tego, tak jak mówiłam wczoraj ci mówiłam, dziś zerwałam z Matt'em i jedyne co poczułam to ulge, chyba dobrze, prawda ? Drugą sprawą jaka dziś się zdarzyła było spotkanie naprawdę seksownego faceta, którego można by nawet nazwać bogiem ! Tak, bogiem ! Jego błękitne oczy... O MÓJ BOŻE ! Prawdą jest to, że spotkanie odbyło się w dziwnych okolicznościach. Uciekałam przed kimś... Nie wiem przed kim ale słyszałam czyjeś kroki. Czy ja wpadam już w paranoje ? Odkąd zmarli moi rodzice każdy jest dla mnie podejrzliwy... Każdy dźwięk... Osoba... A przecież ten wypadek był moją winą... Tylko i wyłącznie moją... Naprawdę potrzebuję pomocy...
    Elena"
    Brunetka podeszła do niewielkiego okna i wyjrzała przed nie spoglądając na święcący księżyc. - Dzisiaj pełnia - pomyślała sama tak naprawdę nie wiedząc z jakiego powodu. Jednak spoglądając tak na tę gwiazdę miała wrażenie jakby coś się w niej zmieniło, ale przecież to było głupie. Elena pokręciła głową zasłaniając okno i wracając do łóżka. 



***



Zanurzył rękę w jej ciemnych jak otaczająca ich noc, włosach a ona mimowolnie jęknęła tym samym pogłębiając pocałunek i przyciągając go bliżej siebie. W tej chwili nie przejmował się pogniecioną koszulą która po chwili i tak wylądowała na podłodze rezydencji Mikaelsonów. Nie puszczając swojej towarzyszki, z wampirzą szybkością zatrzasnął drzwi swojej sypialni i popchnął brunetkę na ogromne łoże, po chwili znów łącząc ich usta w zachłannym pocałunku. Nagle zamknięte przed chwilką drzwi otworzyły się uderzając o ścianę, z hukiem równym wybuchu bomby masowego rażenia. Elijah nie odskoczył od dziewczyny ogarnięty nagłym szokiem, jak to opisują w większości mdławych romansideł. Czuł jednak, że chwila zapomnienia i romantyczny nastrój bezpowrotnie minęły. Odsunął się od brązowookiej obdarzając ją przepraszającym spojrzeniem i z szybkością normalną dla wampira a zwłaszcza Pierwotnego, złapał szyję brata przyciskając go do ściany. Kol podniósł ręce w geście poddania ukazując tym samym kolorowego drinka trzymanego w prawej dłoni. Elijah wytrącił kieliszek z ręki wampira nie przejmując się poplamionym dywanem. Wystarczy jedno skinienie i wymienią mu go na nowy. Taki urok bogacza.
- Zrobiłeś to specjalnie. - burknął.
- Nic mi nie udowodnisz. - odparł Kol z uśmiechem. Elijah mocniej zacisnął palce ale Kol tylko się uśmiechnął i zdjął sobie rękę z szyi. - Poza tym, rozlałeś mi drinka.
Elijah westchnął pod nosem i odsunął się od brata, odwracając się w stronę łóżka. Usłyszał jeszcze ciche parsknięcie i odgłos zamykanych drzwi. Jakież było jego zdziwienie gdy nie zastał dziewczyny tam gdzie ją zostawił. Jedynymi rzeczami w ogóle wskazującymi na jej dzisiejszą obecność w tym pokoju była jego koszula porzucona na środku pokoju i rozkopana pościel.
I zasłony samotnie tańczące w rytm wiatru przy otwartym oknie.


Biegła przed siebie z wampirzą prędkością zręcznie omijając wszelkie przeszkody i w biegu zapinając bluzkę. Cholerny Kol! A to nie był pierwszy raz gdy coś takiego odwalił. Przykład? Gdy siedzieli w jacuzzi popijając w najlepsze metakse "zapomniał" że oni tam są i "przez przypadek" wypadł z drugiego piętra wpadając do wody. Albo gdy jedli razem kolację a on postanowił pobawić się w kelnera i "znów przypadkowo" wywalił całą tacę z jedzeniem prosto na nią. Ale to jeszcze nie wszystko. Najlepsze ( lub najgorsze - zależy dla kogo ) było gdy wjechał swoją furgonetką do kuchni. Tak dokładnie. Dobrze przeczytaliście.
Furgonetką. Do kuchni. Przez ścianę.
Ale to jest Kol, a Kola nikt oprócz Kola nie zrozumie. Nie była nawet pewna czy sam Kol rozumie Kola.
Potrząsnęła głową aby się ogarnąć, ale zapomniała, że nadal biegła i prawie wpadła na ścianę. Ze złością kopnęła nogą w budynek a kilka cegieł potoczyło się po ziemi. Cóż - pomyślała. - Macie teraz ładne, oryginalne okienko. - przesłała tę myśl do umysłów ludzi, siedzących po drugiej stronie ściany i patrzących na nią jakby z księżyca spadła.
Odsunęła się i ruszyła ciemną uliczką, idąc już w ludzkim tempie. Nadal jednak nie wydawała żadnych dźwięków. Była łowczynią a jej przekleństwem było życie w cieniu. Nie przejmowała się tym, w ciągu pięciuset lat zdążyła przywyknąć. Z czasem nawet to polubiła. Och, nazywajmy rzeczy po imieniu. Lubiła mordować. Uwielbiała patrzeć w oczy swoich ofiar chwilę przed tym gdy wysysała z ich kruchych ciał ostatnie krople krwi.
Nagle w uliczce obok usłyszała jakieś głosy. Jak najciszej, skradając się na palcach ( co przecież było absurdalne bo była wampirem ) ruszyła w tamtą stronę. Minęła niemal sięgającą teraz czarnego jak smoła, nieba, ścianę drzew lasu Mystic Forest i bezszelestnie wsunęła się za pomnik Jonatana Gilberta skąd mogła doskonale obserwować sytuację. Przeżyła szok.
Stał tam mężczyzna którego nawet od tyłu by poznała. W sumie – tak właśnie było. Szerokie ramiona, umięśniony, czarne włosy i ten styl bycia. Jego chód. Jego wszystko. Znała to tak doskonale, że sama się siebie bała. Kiedy rozmawiał z tym kimś, kimkolwiek on był – bo istotnie z kimś rozmawiał – poczuła straszną chęć dowiedzenia się kim on bądź ona jest. Zakładała jednak, że była to dziewczyna ponieważ nie widziała jej zza ramienia Damona. Po drugie, jeszcze nie rzucił się na jej szyję więc musiała być ładna. Wystarczająco ładna, żeby przeżyć spotkanie z nim. Nie należy również pomijać, że na pewno była człowiekiem. Brunetka wyczuwała jej krew oraz słyszała jej szybki oddech nawet z odległości tych kilku metrów które je dzieliły. Postanowiła dowiedzieć się kim jest owa dziewczyna, zapomniała więc, że miała być zupełnie cicho i z wampirzą prędkością przebiegła na drugą stronę ulicy. Jej martwe serce zamarło na chwilę gdy Damon rozejrzał się niespokojnie, a ruszyło znów gdy prawie niezauważalnie wzruszył ramionami i wrócił do rozmowy. Teraz, z tej wygodniejszej pozycji mogła śmiało obserwować dziewczynę, która okazała się tak jak ona być brunetką, mieć takie same brązowe oczy i ogólnie wyglądać jak ona. W dziewczynie wezbrał gniew. Jak ktoś tak po prostu mógł być jej klonem, spokojnie spacerować sobie po świecie, UDAWAĆ JĄ i śmiać w ogóle odezwać się do Damona, który przecież był jej! Poczerwieniała i poczuła jak kły wbijają jej się w dolną wargę, a z kącika jej wargi spływa krew. Oblizała usta. Przecież miała Elijah, więc czemu wściekała się na sam widok Damona ( którego tak nawiasem mówiąc nie widziała od stu czterdziestu sześciu lat ) rozmawiającego z jakąś lalą która do cholery wyglądała jak ONA!
Kiedy zobaczyła, że Damon razem z dziewczyną której imienia wyłapać nie dała rady, oddalają się, niczym cień ruszyła za nimi. Gdy doszli pod jakiś dom, który najwyraźniej był domem tej lasi, Damon odprowadził ją tęsknym spojrzeniem a w wampirzycy aż się zagotowało ( DO CHOLERY! ZNAŁ JĄ OD GODZINY! ) i ruszył w stronę z której przyszedł. Brunetka już nie starała się być cicho. Wręcz przeciwnie. Chciała, żeby on ją usłyszał. Ale jak na złość nie odwracał się. Albo ją ignorował, albo zbytnio się zamyślił. A nie oszukujmy się, bo o czym Damon mógł myśleć? Nie często mu się to zdarza. No chyba że wyrwie jakąś lasię.
Z prędkością godną Pierwotnego wyprzedziła chłopaka i oparła się niedbale o latarnię, starając się zachowywać jak najbardziej kusząco. I podziałało. Chłopak przystanął i przypatrując jej się, nieświadomie otworzył usta. Zamrugał i przez chwilę wyglądał jak dziecko które dostało pod choinkę wymarzony prezent. Mile ją to zaskoczyło. Co ja gadam. Ona wiedziała od początku jaki będzie tego efekt.
Tęskniłeś za mną? - spytała uśmiechając się chytrze.
- Przecież umarłaś. - zauważył bystrze.
- Jak widać. - wskazała na siebie. - Żyjesz w błędnym przekonaniu.
Znów chytrze się uśmiechnęła. Ale chłopak nie dał sobie w kaszę dmuchać. Szybko podbiegł do niej i próbował ją unieruchomić ale skończyło się jej pięścią na jego twarzy. Szybko wstał i znów na nią skoczył ale odtrąciła go kopniakiem. Był jeszcze dość młodym wampirem i w porównaniu z nią w walce był fatalny. Spróbował zajść ją od tyłu kiedy poprawiała makijaż przeglądając się w ekranie telefonu komórkowego i jakby od niechcenia dostał od niej z półobrotu. Kiedy wylądował na ziemi podeszła i z całej siły kopnęła go kozakiem na obcasie w brzuch. Zgiął się w pół a ona szepnęła tylko „Nie tak traktuje się damę.”
Jak jakąś spotkam. - sapnął. - To wtedy dam ci znać.
Kopnęła go jeszcze raz i odeszła w ciemność.



***



Nastał kolejny dzień, Elena jak codziennie rano wstała z łóżka co ostatnimi czasami było dla niej wyzwaniem, szybko potem naszykowała się i pojechała swoim samochodem marki Audi do szkoły. Stała właśnie z przyjaciółkami jak codziennie rano i się śmiała a przynajmniej próbowała z tego jak plotkowali na temat nowych ubrań Jessici, czy o nowych chłopakach innych dziewczyn. Kochała za to Bonnie i Caroline. Pozwalały jej chociaż na chwile zapomnieć o tragedii jaka stała się poprzedniej wiosny. Do jej uszu dostały się jakieś szepty, chciała to zignorować myśląc, że rozniosły się już po całej szkole plotki o jej zerwaniu z Matt'em. Takie były właśnie uroki małych miasteczek, nic nie dało się ukryć. Czujecie tą ironię ? Bo o spotkanym wczoraj przez Elenę chłopaku jeszcze nikt nie mówił, miała nawet jakieś wrażenie, że go sobie wymyśliła. W końcu nie mogła już wytrzymać ciągłych szeptów i odwróciła się do ludzi aby chwilę potem stanąć jak wyryta na widok dziewczyny tak podobnej do niej, że nie mogła nawet w to uwierzyć. Zupełnie jakby widziała swoje lustrzane odbicie. W jej głowie myśli przelatywały w nanosekundę i jedyne co mogła powiedzieć cicho pod nosem to
Co do cholery ?



***






Gdy rano wstała w jej głowie zaświtał nowy plan. Ubrała się w ciemne, przylegające do ciała rurki, czarne botki na obcasie i granatową bokserkę a na ramiona zarzuciła kurtkę z czarnej skóry bo jak na połowę października zrobiło się chłodno. Nie chłód oczywiście był powodem zabrania ze sobą kurtki. Nie, ona po prostu chciała sobie dodać drapieżności. Swoje długie do połowy pleców brązowe loki starannie przeczesała i mięła w palcach do czasu aż dobrze się układały. Gdy była zadowolona z efektu, zrobiła sobie mocy makijaż, bez którego przecież ani rusz. Zabrała z oparcia krzesła torebkę na długim pasku do której powrzucała „zapożyczone” wcześnie z jakiejś tam księgarni książki, zamknęła mieszkanie na klucz, wsiadła do czarnego Sedana i z piskiem opon ruszyła przed siebie.
Wyszła z samochodu i ruszyła przed siebie po parkingu. Wszędzie towarzyszyły jej zdziwione spojrzenia które pomogły jej znaleźć ową dziewczynę, bo co chwilę patrzono to na jedną to na drugą porównując je ze sobą. Dziewczyna odwróciła się i brunetka spojrzała w oczy takie same jak jej własne. I nawet jeżeli wcześniej nie powiedziała tego wprost, teraz poprzysięgła sobie, że zemści się na dziewczynie choćby miała za to życiem przypłacić.
Bo tak właśnie Katherine Pierce się mści. I nigdy ale to nigdy nie pozostawia niedokończonych spraw.

***

Hej :) mamy szczerą nadzieję, że rozdział wam się podobał. Był w miarę długi ( bo pisany przez dwie osoby xD ) i chyba nawet ciekawy. Jeśli wam się spodobał to zapraszamy do komentowania, oraz zapraszania znajomych. Ufff....... okay, sprawy sztywniaków za nami. Zapraszamy was serdecznie do zakładki "Heroes" jeśli chcecie się trochę pośmiać i dowiedzieć co nieco o naszym opowiadaniu :) . Rozdziały jak już mówiłyśmy są długie, więc będą się pojawiały od tydzień, dwa w zależności od długości ( Savi czuje się poetką xD ) i naszego czasu na napisanie ich. Bowiem to nie jest takie hop siup, siadasz, pół godziny, napisałeś. 
Okay.... chyba wszystko....                                                                                                                                                       Nie! Prawie zapomniałam; 
Perspektywa Eleny ( + Damona ) była pisana przez Chealsy, a perspektywa Katherine ( + ELAJŻY - tak napisałam ELAJŻY,  bo wcześniej chciałam ale mi Chealsy nie pozwoliła :( I TERAZ JUŻ CZUJĘ SIĘ SPEŁNIONA ;) )
NIE SŁUCHAJCIE JEJ ! NAĆPAŁA SIĘ ZAPIEKANKĄ MOJEJ MAMY ;D I COŚ JEJ Z GŁOWĄ SIĘ STAŁO ;d
Dobra Chealsy xD mam cię dość >.<  Koniec Psot.
Chealsy & Savi





Obserwatorzy